Strona główna HISTORIA Wiązownica: największy mord UPA na terenie dzisiejszej Polski

Wiązownica: największy mord UPA na terenie dzisiejszej Polski

0
Reklama

17 kwietnia 1945 r. oddziały nacjonalistów ukraińskich dokonały największej zbrodni UPA w granicach dzisiejszej Polski. W Wiązownicy zginęło ponad 100 mieszkańców, w tym kobiet i dzieci.

Zbrodnie opisał Mieczysław Samborski w opracowaniu pt. „Wiązownica (pow. Jarosław) 17.IV.1945 r. Największy jednorazowy mord Polaków na terenie dzisiejszej Polski dokonany przez nacjonalistów ukraińskich” opierając się m.in. na źródłach z archiwum rzeszowskiego Oddziału IPN.
M. Samborski zwraca uwagę, że do 17 kwietnia 1945 roku zginęło w powiecie jarosławskim 216 Polaków i 65 Ukraińców, w tym 28 Ukraińców z rąk nacjonalistów. Eskalacja przemocy ze strony UPA i strony polskiej nastąpiła w kwietniu 1945 roku. 17 kwietnia 1945 roku zginęło jego zdaniem nie mniej niż 120-130 Polaków w Wiązownicy, a następnego dnia około 121 Ukraińców w Piskorowicach. Eskalacja przemocy została spowodowana przybyciem w trzeciej dekadzie marca 1945 roku do Lasów Sieniawskich jednej z sotni kurenia „Zalizniaka”, której dowódcą był Iwan Szymanśkyj ps. „Szum”.

W napadzie na Wiązownicę wzięła udział sotnia Szymańskiego-„Szuma”, osobiście dowódca kurenia „Zalizniak” z ochroną oraz terenowe bojówki OUN-B i Slużby Bezpeky OUN. Łącznie siły nacjonalistów ukraińskich liczyły od 154 do 169 ludzi. W Wiązownicy była niewielka polska samoobrona AK, posterunek MO (tej nocy nie obsadzony) oraz 28 żołnierzy KBW, stacjonujących w spichlerzu na terenie pobliskiego folwarku. Akcja pod dowództwem „Zalizniaka” rozpoczęła się 17 kwietnia o czwartej rano (sam napad zaczął się o godzinie piątej i trwał dwie godziny). Napastnicy podpalili zabudowania wsi specjalnymi pociskami zapalającymi (fosforowymi), stosowanymi też przez niemieckie oddziały pacyfikacyjne. Część upowców była ubrana w polskie mundury wojskowe, co spowodowało zamieszanie wśród obrońców i ludności cywilnej. Wielu cywilów zginęło zwracając się o pomoc do swoich morderców, których wzięli za żołnierzy polskich. Wielu mieszkańców zginęło też chroniąc się w piwnicach, gdzie udusili się od dymu lub znaleźli śmierć w płomieniach. Po pierwszych strzałach i wznieceniu pożarów do wsi weszła grupa cywilów ukraińskich, która przystąpiła do rabunku mienia mordowanych Polaków.

Reklama

Obronę wsi próbował zorganizować spontanicznie ksiądz proboszcz Józef Miś. Zebrał on kilkunastu mężczyzn i rozdał im broń oraz amunicję z opuszczonego posterunku MO. Dopiero w chwili wycofywania się oddziału UPA z Wiązownicy na pomoc księdzu Misiowi przybył 30-osobowy oddział Narodowego Zjednoczenia Wojskowego pod dowództwem Bronisława Gliniaka ps. „Radwan” oraz pojedyncze osoby z samoobrony AK. Natomiast żołnierze KBW, otoczeni przez upowców w folwarku, nie mogli przyjść mieszkańcom wsi z jakąkolwiek pomocą. Do walki pomiędzy prowizorycznie zorganizowanymi siłami polskimi a UPA doszło już po spaleniu przez oddział UPA Wiązownicy i wymordowaniu części jej mieszkańców. Walka ta miała miejsce w przysiółku Bednarowo.

Fragment z pracy Mieczysława Samborskiego dotyczący organizowania oporu:

Dopiero w chwili rozpoczęcia się wycofywania grupy „Zalizniaka” do ks. Misia przybiegł Michał Kasia z informacją o nadciągającej pomocy z Piwody. Był to 30 osobowy oddział Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Bronisława Gliniaka ps. Radwan. Prawdopodobnie, mniej więcej w tym samym czasie, od strony Szówska dołączali do ks. Misia pojedynczy ludzie z b. plutonu i placówki nr 5 byłej AK z Szówska. Większą grupkę przyprowadził Tadeusz Zarzecki, przybyli Walenty Petryna, a także sam Ludwik Reichel (powiadomił go Władysław Socha zresztą mieszkaniec Wiązownicy) i Józef Foryś. W tym czasie na podwórkach swoich domów zginęli z rąk marudera upowskiego Michał Kasia i Michał Orzechowski. Upowiec ten został zastrzelony przez grupę ks. Misia wracającej spod Wyczawy.

Nadciągający oddział „Radwana” najpierw ujrzeli bojówkarze „Ramy”, którzy pośpiesznie wycofali się w kierunku Łapajówki zabierając na koniu granatnik ze Skotnik. Ulokowali się oni na skraju lasu Łapajówka i ogniem ochraniali odwrót grupy „Zalizniaka”, bo tyły wycofującej się grupy „Zalizniaka” zaatakowała grupa ks. Misia. Byli oni w pogoni za „Zalizniakiem” aż do potoku Wyczawa nie wyrządzając im większej krzywdy. Jednak silny ostrzał z lasu w praktyce uniemożliwił dalszy pościg i dlatego grupa ks. Misia postanowiła wrócić do Wiązownicy, natomiast „Radwan” zdecydował sie rozpoznać rejon Lasu Sieniawskiego zwany „Garbem”. W międzyczasie grupie „Szuma” ciągle ostrzeliwującej spichlerz zaczęło brakować amunicji i „Szum” postanowił zaniechać dalszego ataku, tym bardziej, że na kierunku wschodnim ucichły strzały. Ponad 30 osobowa czota „Tuczy” ubrana jednolicie w polskie szynele wojskowe wyszła na drogę w rejonie cmentarza. Było to już gdy „Zalizniak” był w Łapajówce. Zauważyła ją grupa ks. Misia wracająca z pościgu za „Zalizniakiem”. Po zorientowaniu się, że to upowcy rozpoczęli ostrzał tej grupy i polami zaczęli się zbliżać do przysiółka Bednarowo. Upowcy odpowiedzieli też ogniem. W wyniku tej strzelaniny nacjonaliści stracili w rejonie cmentarza 19 letniego Myrosława Dmytrusia ps. Baran, którego ojciec pochodził z Szówska. W tej sytuacji upowcy zaniechali bezpośredniego dojścia do przeciwległego lasu i postanowili ponownie skorzystać z „Wielkiego Rowu. Ich odwrót osłaniał strzelec z karabinem maszynowym, wg niektórych – ulokowany na jednej z lip alei w Bednarowie. Był nim prawdopodobnie Mychajło Doda ps. Dub z Manasterza, (polskich przekazach jest nazywany Franciszkiem) W rejonie krzyża stojącego w alei prowadzącej do byłego SKR-u upowcy stracili kolejnych dwóch strzelców. Podczas dochodzenia Polaków do alej Bednarowa „Dub” trafił w lewą pierś Jana Brodę, a następnie w nogę jego sąsiada w szeregu – Andrzeja Naspińskiego. Polakom udało się zastrzelić „Duba”.
Po pewnym czasie ustaliły się następujące pozycje wyjściowe: grupa „Szuma” – na nasypie w krzakach, za niewielkim wzniesieniem wzdłuż „Wielkiego rowu”; grupa ks. Misia i Reichla wśród alej lipowych Bednarowa bliżej drogi na Nielepkowice, zaś oddział Radwana u szczytu alei Bednarowa, bliżej lasu. W tenże sposób zaistniała możliwość okrążenia upowców. Polacy ciągle przemieszczali się chcąc znaleźć jak najlepsze dla siebie pozycje do ostrzału. Natomiast upowcy pod ostrzałem konsekwentnie Wielkim Rowem zdążali do lasu. W tej walce od wybuchu granatu zginął na miejscu Stanisław Socha, a Józef Czukierda jego odłamkami był raniony w nogę i obie ręce. Zginął Józef Magdziak. W nogę i dłoń został ranny Ludwik Reichel. Ciężkoranni zostali: Tadeusz Kasia i Stanisław Płachetko. Obaj zmarli w szpitalu w Jarosławiu. Socha i Kasia zostali pochowani w Jarosławiu. To starcie zakończyło się przed 8 rano. […]
 

Reklama